Przyznam się, że w czasie studniówki zaszalałam. Naprawdę dobrze się bawiłam, więc niby dlaczego miałam się pilnować… Wiem, że przy nauczycielach nie wszystko wypada, ale bez przesady. Wszyscy jesteśmy dorośli. U nas oficjalnie był alkohol na stołach, więc nie trzeba było się kryć. Wypiłam za dużo i nie wypieram się tego. W pewnym momencie urwał mi się film.
Nie zrobiłam na pewno niczego strasznego. Po prostu się wygłupiałam i raz zwymiotowałam. W łazience, a nie na stół, więc już w ogóle nie rozumiem afery. Nie tylko ja straciłam nad sobą kontrolę, bo takich osób było więcej. Teraz czepiają się wyłącznie mnie. W poniedziałek po studniówce wezwała mnie wychowawczyni i urządziła pogadankę.
Powiedziała, że było jej za mnie wstyd, bo moje zachowanie świadczy też o niej. W czasie najbliższej wywiadówki ma o wszystkim powiedzieć rodzicom, a na radzie pedagogicznej na pewno obniżą mi ocenę z zachowania. Z wzorowego pewnie na poprawne. Jeszcze mi tego brakuje, żeby iść na studia z taką opinią. Dla mnie to niesprawiedliwe. Nie zrobiłam wtedy nic złego!
Poza tym, byłam na terenie prywatnym i jestem pełnoletnia, więc co kogo obchodzi, jak się zachowuje po szkole dorosła osoba? Nikogo nie pobiłam, ani nie zwyzywałam. Zwykłe wygłupy powinni mi chyba wybaczyć. Studniówka to w końcu impreza, a nie stypa. Teraz robią ze mnie największą zakałę w szkole, a naprawdę nic strasznego na sumieniu nie mam. Co o tym myślicie?
Dominika