Czy rodzice są dla Was autorytetami? Moi nic nie osiągnęli! Aga, 22 l.

08.12.2015

Mam 22 lata, nadal się uczę, pracuję, mam chłopaka. Nie jest źle, ale oczywiście mogłoby być lepiej. Wolałabym mieć same 5 na studiach, lepiej zarabiać, zaręczyć się, mieszkać w lepszej dzielnicy, ale widzę, że i tak osiągnęłam więcej, niż niektórzy moi znajomi. Radzę sobie, jestem niezależna, ale mimo to muszę słuchać narzekań.

Moi rodzice czepiają się od zawsze. Tak mają i niczego nie zmienię. Już nawet nie słucham ich niezwykle mądrych argumentów, bo chyba żyją w jakimś innym świecie. Ostatnio usłyszałam od nich, że w ogóle ich nie szanuję, bo nie próbuję nawet zrozumieć ich zdania. Odwracam się na pięcie i robię swoje. Podobno powinni być dla mnie autorytetami. Ale niby z jakiego powodu? Tylko dlatego, że są rodzicami? Sami niewiele osiągnęli.

Kocham ich i jestem wdzięczna, że wiele razy się dla mnie poświęcali. Nie mieli w życiu łatwo i doceniam ich wysiłek. Ale im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej mi się wydaje, że mieli takie życie na własną prośbę. Wystarczyło się uczyć, zdobyć wykształcenie i później byłoby łatwiej. Oboje skończyli na poziomie technikum i dzisiaj pracują fizycznie.

Zarabiają marnie, mieszkanie mają tylko dlatego, że dostali kiedyś z przydziału, samochód jest tak stary, że ledwo jeździ. Nigdy nie byliśmy na wakacjach, bo wystarczająca atrakcją miała być działka po dziadku. 5 kilometrów od centrum miasta, więc kurort jak cholera. Czy oni chcieli coś zmienić? Nie, raczej im się nie chciało. Są z siebie bardzo zadowoleni. Teraz mają czelność kręcić nosem, że nie dostałam stypendium naukowego (zabrakło mi niewiele), że za mało zarabiam, jestem nieodpowiedzialna i w ogóle.

Na ich miejscu skakałabym z radości, że pomimo wszystko wychowali zaradną córkę. Nie jestem idealna, ale na pewno nie uważam się za nieudacznika. Walczę o swoje. Oni nigdy tacy nie byli i chyba to ich najbardziej boli. To, że ich kocham wcale nie oznacza, że są dla mnie autorytetami. Tak naprawdę wcale nie chcę brać z nich przykładu, bo mam inny plan na życie.

Chcę się najpierw rozwinąć i stanąć pewnie na nogach, a dopiero później myśleć o rodzinie itd. W dzisiejszych czasach inaczej się nie da, ale oni oczywiście mają jeszcze wyobrażenia z PRL-u. Czy powinnam im ustępować i przyznawać rację, bo są moimi rodzicami? Zawsze robię wszystko po swojemu i na razie dobrze na tym wychodzę. Miłość miłością, ale nie chcę być taka, jak oni.

Aga

49 % tak
51 % nie

Polecane wideo

Komentarze (13)
Ocena: 4.69 / 5
Anonim (Ocena: 1) 08.12.2015 20:05
Powiem tak: moi rodzice nie mają wyższego wykształcenia i ciężko pracują. Nie jesteśmy bogaci, choć powodzi nam się lepiej niż 10 lat temu. Moi rodzice ciężko harowali za granicą na nasz dom, zbierali grosz do grosza na samochód, starali się, żebym miała normalne dzieciństwo. Bez luksusów, ale jednak. Też nigdy nigdzie nie wyjechałam na wakacje, ale nie mam do nich o to pretensji, bo starali się jak mogli. Teraz zarabiam całkiem nieźle jak na 23-letnią studentkę, stać mnie na własny samochód i zagraniczne wakacje. Ale od rodziców też wielu rzeczy się nauczyłam: szacunku do ludzi, do pracy, do pieniędzy. Do nich samych. Tak jak oni szanowali swoich rodziców. Proszą mnie często też, żebym nie powtórzyła ich błędu: nie zaniedbała nauki, pracowała nad sobą tak, by w przyszłości mieć pracę, z której się utrzymam bez problemu. Więc tak, są dla mnie autorytetami. Mimo że nie stać ich na luksusy, mają swoje drobne pasje, o których opowiadają z wypiekami na twarzach. Są już starszymi, zmęczonymi ludźmi, kocham ich nad życie i każdego dnia modlę się, żeby byli ze mną jak najdłużej. Owszem, zdarzają się zgrzyty, bo są z innego pokolenia i czasem nie rozumieją tego, że żyję inaczej, ale nie wyobrażam sobie, żeby mieć do nich pretensje o to, że nie osiągnęli więcej... Opanuj się trochę.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 08.12.2015 18:20
Wiecie, co jest jeszcze gorsze? Świadomie niewykorzystany potencjał. Moja matka pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, ma wyższe wykształcenie. Mogłaby sporo osiągnąć, ale była i jest strasznie leniwa. Zawsze chciała, by ktoś załatwiał za nią sprawy, chociaż jak sama musi coś zrobić, to wychodzi jej to świetnie. Machnęła ręką na wiele szans, bo jej się nie chciało! Wyszła za byle kogo, bo koleżanki miały mężów. Ma też talent do języków, talent plastyczny, ale teraz, kiedy już jest na emeryturze, w ogóle nie ma ochoty rozwijać tych talentów, bo jej się nie chce. OK, ma do tego prawo, ale nie mogę patrzeć, jak zdrowa osoba w średnim wieku kapcanieje tak jak 90-letnia babcia. I tak było zawsze. Bo "jej się nie chciało". Jestem w stanie zrozumieć, że komuś coś nie wychodzi, pomimo starań. Nie umiem zaakceptować, że ktoś świadomie z czegoś rezygnuje, bo będzie to wymagało pewnego wysiłku.
odpowiedz
Podpis..lara. (Ocena: 5) 08.12.2015 17:57
Nie wiedziałam, że bycie autorytetem polega na posiadaniu dóbr materialnych i wszelakich osiągnięć życiowych...
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 08.12.2015 16:12
Wielu ludzi strasznie teraz mierzy szczęście zasobnością portfela. Nie każdy marzy o tym by opływać w luksusy. Wiadome, że fajnie jest móc żyć spokojnie, bez stresu "jak przetrwać od 1go do 1go" ale nie każdy żyje tylko po to by mieć, móc kupić, kupić.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 08.12.2015 14:49
Dla mnie moi są ogromnym autorytetem :)
odpowiedz

Polecane dla Ciebie