Wymarzony partner powinien być opiekuńczy, szarmancki, odpowiedzialny, zaradny, mieć poczucie humoru i inne bla bla bla. Ale co z seksem? Mnie nie układa się w sypialni i szlag mnie już trafia. To niby wspaniały facet, ale tak beznadziejny w łóżku, że klękajcie narody. Nie chodzi o to, że ma za małego, zbyt szybko dochodzi (choć to też), nie ma siły czy coś w tym stylu. Zupełnie się w to nie angażuje. Jego zdaniem powinnam się nadstawić kiedy trzeba, a potem rytmicznie się poruszać. Tyle.
Cała reszta – gra wstępna, dotyk, świńskie słówka, przebieranki i takie tam go nie interesują. To mechaniczny akt. On ma sobie ulżyć, a ja służę jedynie do... sami wiecie czego. Moja przyjemność? Czy może mnie jest dobrze? O czym marzę? To nie ma żadnego znaczenia. Mój mężczyzna jest prostym samcem i nie umiem go zmienić. Mam dosyć udawania, że jest najlepszym kochankiem. Chociaż w odgrywaniu orgazmów na zawołanie osiągnęłam chyba mistrzostwo.
Krzyczę, błagam o jeszcze i takie tam. Nie wiem czy jest taki głupi, czy tylko udaje, ale chyba się nie zorientował. Pewnie myśli sobie, że jest świetnym kochankiem. Nawet się nie wysila, a kobieta umiera z rozkoszy. Dobre sobie! No tak, ale dlaczego ja to robię? Nie wiem, chyba się przyzwyczaiłam. Zależy mi na nim, jemu na seksie... Powiem mu, że jest źle w łóżku, to się biedak załamie i kopnie mnie w tyłek.
Nie chce mi się szukać kolejnego. Randki, podchody, pierwsze wspólne decyzje... Myślałam, że mam to za sobą, z tym wezmę ślub i jakoś to będzie. Wiem, jestem wygodna. Ale przy tym normalnie niespełniona, bo ostatni raz, kiedy naprawdę było mi dobrze, to nasz pierwszy wspólny raz. Jakieś 5 lat temu. Potem było coraz gorzej, ale chociaż udawał, że zależy mu też na moim zadowoleniu. Teraz ma to gdzieś.
Kocham go, bo inaczej nie wytrzymałabym z nim tyle czasu. Może przesadzam? Naczytałem się tych Greyów, więc mogło mi się coś przestawić. Ale zwyczajna radość z seksu to chyba nic nienormalnego? Mam ochotę wygarnąć mu prosto z mostu, że jest beznadziejnym kochankiem i ma się zacząć starać. A jak nie to... No właśnie nie wiem co, bo nie chcę nikogo innego.
Mam apetyt na dobry seks i tego się nie wstydzę. Wstyd mi jednak za tego leniwego chłopa, którego w końcu sama sobie wychowałam. Jak z nim rozmawiać, żeby mnie nie wyśmiał i broń Boże się nie obraził?
K.