Może jestem naiwna, nieodpowiedzialna lub po prostu głupia, ale uważam, że każdy ma prawo do szczęścia. Nawet ktoś taki jak ja. Mam 27 lat, jestem w udanym związku, pracuję, prowadzę aktywne i towarzyskie życie. Do spełnienia brakuje mi już tylko jednego – dziecka. Ktoś powie, że co to za problem, skoro mam faceta i warunki finansowe... No właśnie, niektórzy widzą w tym problem. Jestem osobą z nabytą niepełnosprawnością. Krótko mówiąc – 5 lat temu została mi amputowana ręka, niemal przy ramieniu. O szczegółach nie wspominam, bo to nic przyjemnego.
Bardzo długo przyzwyczajałam się do mojego nowego życia. Przez wiele miesięcy nie widziałam żadnego sensu. Po co się starać, kończyć studia, pracować... Przecież, jeśli ktoś mnie kiedyś doceni, to na pewno z litości. Na szczęście poznałam wspaniałego mężczyznę, który przekonał mnie, że to nie koniec świata. Obroniłam się na uczelni, znalazłam pracę, mieszkamy razem i czuję, że nadszedł czas na dziecko. Niektórzy tego nie rozumieją.
Oczywiście, mogłaby się zdarzyć wpadka i byłoby po sprawie. Nawet żałuję, że tak się nie wydarzyło. Ja planowałam ciążę, rozmawiałam o niej z wieloma ludźmi – rodziną i znajomymi. Nie wiem po co, ale pytałam ich o zdanie. Bardzo potrzebowałam akceptacji tego pomysłu, nie tylko ze strony partnera. Rozczarowałam się. Od mamy usłyszałam słowa „Źle ci teraz? Po co tak ryzykować i utrudniać sobie życie?”. Załamałam się. Ona uważa, że nie podałam.
Koleżanki nie są już tak kategoryczne, ale pod ich miłymi słowami kryje się coś więcej... „Ale jesteś odważna! Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji. Nie dałabym rady, przecież to będzie takie trudne” - powiedziała mi jedna z nich. Wiem, o co chodzi. To próba wmówienia mi, że z jedną ręką to nie będzie zwykłe macierzyństwo, ale jakiś horror. Problem z podniesieniem dziecka, przewinięciem, umyciem, wszystkim. Sama zaczęłam się nad tym zastanawiać...
Dużo nad tym myślałam i do coraz dziwniejszych wniosków dochodzę. Może to by była bardzo samolubna decyzja? Które dziecko chciałoby mieć kalekę za matkę... Nie obędzie się bez pomocy przy najprostszych czynnościach. Zawsze będę od kogoś uzależniona, a to już nie jest tylko moja sprawa. Może to naprawdę jest zły pomysł, powinnam się wysterylizować i przestać wierzyć w cuda?
Nie wiem. Po prostu nie wiem, do czego to wszystko doprowadzi. Sama przestaję wierzyć, że dałabym radę, a w takim stanie chyba naprawdę trzeba zapomnieć o dziecku. Wątpię, żeby któraś z Was była w podobnej sytuacji, ale chyba znowu potrzebuję potwierdzenia, że to nie jest szaleństwo, ale coś zupełnie normalnego. Albo zaprzeczenia, jeśli to zły pomysł...
Angelika