Droga redakcjo,
Piszę ten list może nie po to aby mi ktoś powiedział `wszystko będzie dobrze`, ale po to, żeby mi ktoś pomógł `walczyć` z moim problemem. Moim problemem jest moja matka. Matka, której nienawidzę z całych sił.
Od zawsze traktowała nie jak śmiecia, zawsze byłam najgorsza, najbrzydsza i nie zasługiwałam na miłość i ciepło z jej strony. Być może nie byłam planowanym i chcianym dzieckiem i może właśnie teraz to odczuwam.
Przez ostatni rok , kiedy jestem `doroślejsza` traktuje mnie jak śmiecia. Jak najgorszego wroga. Codzienne kłótnie i wyklinanie są normą. Tak było zawsze.
Od kiedy pamiętam moja matka robiła między mną a moją dwa lata starszą siostrą różnice. Zawsze Ania dostawała to, co chciała, zawsze miała zabawki, sukienki a ja nic. Matka potrafiła nas zabrać na miasto i kupić jej lalkę, a mi nie. Potrafiła mi powiedzieć prosto w oczy, że jestem od Anki gorsza. Zawsze słyszałam `czemu nie możesz być jak Ania? Popatrz ona jest taka ładna i miła a Ty co?!`. Tak było od kiedy pamiętam.
Nie jestem z patologicznej rodziny bo nigdy u mnie nikt nie miał problemu z alkoholem, nie było awantur ani przemocy. Mój tata zawsze starał się reagować na zachowanie matki. Owszem były przez to kłótnie. Ale nic tym nie wskórał.
Ostatnio przeszła samą siebie. Od zawsze potrafiła go buntować przeciwko mnie, ja nigdy nie płakałam. Zaczęłam się stawiać i walczyć o swoje prawa i o szacunek wobec mnie. Tato starał sie mnie bronić. Czasami mu to wychodziło. Nie raz słyszałam jak mu mówi `ja mam jej dość, jest takim złym dzieckiem` mimo że nic złego nie robiłam. Jak to dziecko, przyszłam brudna do domu czy zwaliłam coś z szafki niechcący. Potrafiła za to mnie nieźle okrzyczeć i sprawić wielką przykrość. Gdy Anka rozbiła szybę to ją wielce pocieszała i zwalała na mnie, że to przeze mnie Anka rzucała kawałkami gałęzi.
Dziś przesadziła. Podczas kłótni powiedziała mi , że mnie nienawidzi, że nie znosi i żebym się wyj*****. I wtedy sie nie rozpłakałam. Mój płacz by nic nie dał. Ani dziś, ani kiedyś. Nienawidzę jej z całego serca, z całej siły. Jest dla mnie najgorszym wrogiem. Nie mam już siły być w tym domu. O wszystko potrafi się czepić i doprowadzić mnie do złości. Staram się ją ignorować.
Wiem, ja nie jestem święta i nigdy nie byłam, ale czy tak wiele oczekuję? Nie chcę niczego więcej jak uciec z tego domu i zapomnieć o jej istnieniu. Dla mnie nie zasługuje na to, bym jej powiedziała `mamo`. Jest mi całkiem obca i tak już pozostanie.
Nie napisałam tego po to aby ktoś mi napisał `głupia jesteś mame sie powinno szanować, ona Cie urodziła.` Napisałam to być może i po to aby dowiedzieć się, czy ktoś jak ja ma taki `problem`. Być może wiele osób to potępi i powie, że ludzie mają naprawde ciężko w życiu. Są ludzie chorzy, którzy zmagają sie z chorobami przez lata. Są ludzie biedni, którzy nie mają co zjeść na śniadanie. Są też osoby, które żyją w patologicznym środowisku, ja tego nie doświadczyłam. I dziękuję za to Bogu.
Ale zastanawiam się dlaczego akurat ja? Dlaczego ja mam taką matkę i czym sobie na to zasłużyłam? Nie pchałam się na świat, ona wiedziała co robi, rodząc mnie.