Mam wiele koleżanek, ale jedną szczególną. Lubię się z nią spotykać, bo chociaż się różnimy, to nadajemy na tych samych falach. Zawsze jest sporo śmiechu. Niby jesteśmy ze sobą szczere, ale ja sama się przy niej ograniczam. Nie wiem, chyba nie chcę, żeby poczuła się gorsza. I tak ma sporo kompleksów na punkcie tego, że nie wiedzie jej się tak, jak innym. Długo się zastanawiam nad tym, gdzie ją zabrać, a nawet... co na siebie założyć.
Nie chodzi o to, że na co dzień epatuję bogactwem. Po prostu ubieram się w dobrych sklepach i chyba to widać. Lubię dodatki, zegarki, kolczyki. Powiem tak – nie zależy mi na tym, ale można odnieść wrażenie, że jakoś sobie w życiu radzę. Jak mam się z nią zobaczyć, to zawsze zakładam najskromniejsze i najtańsze ciuchy, żeby nie było między nami aż takiej różnicy.
Nie mam pojęcia, czy to ma dla niej jakieś znaczenie, ale zachowuje się przy mnie swobodnie. Czy będzie tak samo, jeśli założę sukienkę za kilka stówek, do tego naszyjnik i torebkę wartą jedną jej pensję? Naprawdę chcę dobrze, ale zastanawiam się, czy nie przesadzam. Skoro jesteśmy przyjaciółkami, to ta znajomość nie powinna mnie ograniczać. Nawet nie wiem, czy robię to dla niej, czy może dla innych, żeby nie pomyśleli, że bogaczka trzyma się z biedaczką...
Ona dobrze wie o tym, że nie mam problemów finansowych. O pieniądzach nigdy nie rozmawiamy, ale przecież zna mnie nie od dzisiaj. Jest w tym wszystkim coś nienaturalnego, ale sama już nie wiem. Czy być w 100 procentach sobą? Czy wtedy jej nie stracę, bo sama poczuje się źle w moim towarzystwie?
Karolina