Papilotki, pewnie zareagujecie na mój problem tak jak moja koleżanka, która twierdzi, że „wiedziałam, co brałam”. Niby tak, ale kiedyś mi to nie przeszkadzało. Mogę się przyznać, że byłam pustą laską. Grunt, że dorosłam i mam inne priorytety. Mój facet był przystojny, umięśniony, po prostu męski. Przy tym bezpośredni i z fajnym poczuciem humoru. Zakochałam się, zostaliśmy parą, a 3 lata temu wzięliśmy ślub. Jak łatwo się domyślić, jego wygląd przestał mi imponować, bo przecież nie zajmuję się tylko patrzeniem na niego.
Żyję z nim pod jednym dachem, muszę z nim rozmawiać, on towarzyszy mi przy różnych okazjach. Jest fajnie, dopóki się nie odezwie. Coraz częściej jest mi wstyd, kiedy nagle wyskoczy z opowieściami o swojej pracy (jest ochroniarzem w sklepie), albo wypowiada się na tematy, o których nie ma pojęcia. Wiedziałam, że nie jest typem inteligenta, ale coraz bardziej mnie to drażni. Nie czyta książek, nie ogląda wiadomości. Wystarczy kanapa, piwo, mecz, czasami koledzy. Smutno mi to przyznawać, ale on jest raczej głupiutki.
Ja się zmieniłam. Kiedyś liczyło się solarium, ploteczki, dyskoteki. Teraz jestem matką, żoną, dbam o dom, sporo czytam, interesuję się wieloma rzeczami. Chętnie wychodziłabym z nim do teatru, muzeum albo galerii, ale on się do tego po prostu nie nadaje. I tak odmawia. Jest takim zwykłym chłopem bez żadnych perspektyw. Po co mu wiedza, poszerzanie horyzontów, lepsza praca... No właśnie, nie wspominam nawet o jego „karierze” zawodowej. Zarabia dwa razy mniej ode mnie. Jakoś nie widzi w tym problemu.
To dorosły facet, więc wątpię, czy uda mi się go zmienić. Wiem, że nie wszyscy muszą być inteligentami, ale żeby on chociaż trochę zaczął się interesować czymś więcej, niż przyjemnościami... Mam ochotę z nim porozmawiać i powiedzieć mu, co mi się w nim nie podoba. Sama nie jestem ideałem, ale on też może mi wszystko wygarnąć. Jeśli nadal będzie taki ograniczony, to mogę zapomnieć o jego lepszej pracy i tym, że kiedyś będzie można z nim pogadać bez poczucia wstydu.
Kocham go, chcę być z nim i zależy mi na tym, żeby zaczął się choć trochę starać. Nie dopuszczam do siebie, że mogłabym go zostawić. Przynajmniej teraz. Męczę się z nim i trudno to ukryć, ale mamy dziecko, coś jednak nas łączy. Mam dalej udawać, że wszystko jest w porządku? Wtedy on jeszcze bardziej cofnie się w rozwoju. Powiedzieć o swoich wątpliwościach? Może się obrazić na amen.
Wiem, że mogłam się tego po nim spodziewać, bo nigdy nie był jakiś wybitny. Ale to mnie coraz bardziej drażni.
Baśka