Na szczęście to już ostatnie dni na uczelni przed przerwą świąteczną... Pierwszy semestr był dla mnie bardzo ciężki. Przeprowadziłam się do innego miasta, nikogo nie znałam, do tego mnóstwo nauki. Trudno było mi się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Wyszły kompleksy i daleko mi do najbardziej lubianej dziewczyny na roku... Gdyby nie kilka osób, to czułabym się odrzucona. Wśród nich jest Marta, z którą zakumplowałam się pierwszego dnia. Cieszyłam się, bo ona jest stąd, mogła mi pokazać wiele rzeczy i miałam się do kogo odezwać. Nie wiem tylko czy to prawdziwa przyjaźń. Coraz bardziej wydaje mi się, że ona ma w tym interes.
Ja nigdy nie byłam kujonką, ale na studiach bardzo się staram. Nie chcę nikogo zawieść, bo nie po to tu przyjechałam. Chodzę na wszystkie wykłady i ćwiczenia, dobrze mi idzie i ona to wykorzystuje. Już się przyzwyczaiła, że o nic się nie musi martwić, bo ja jej pomogę. Robiłam to do tej pory. Wreszcie coś zrozumiałam, ale nie potrafię tego przerwać. Boję się, że jak ona się obrazi, to już zostanę zupełnie sama.
Najpierw chodziłyśmy na każde zajęcia. Było widać, że jej zależy. Później czasami jej nie było i chętnie dzieliłam się z nią notatkami. Nawet mi się zdarzyło podpisać ją na liście i to na szczęście nie wyszło. Potem coraz częściej tego chciała, aż prawie zupełnie przestała uczestniczyć w wykładach. Chyba dwa tygodnie jej już nie było. Najwyżej na jakieś ćwiczenia przyjdzie. Potem przychodzi, kseruje sobie wszystko ode mnie i jeszcze sprawdza, czy ją wpisałam... Można powiedzieć, że ja za nią studiuję!
Gdyby nie ja, to już dawno miałaby problemy. O ile w ogóle by ją trzymali na tych studiach. Ale tak... Wszystkie notatki ma, obecności też i może sobie robić co chce. Ostatnio nawet na mnie nakrzyczała, jak przyszła i zobaczyła, że jej raz nie wpisałam na listę. Tłumaczyłam, że się nie dało, bo siedziałam przed wykładowcą, ale co ją to obchodzi. Jej się to należy i bardzo ją zawiodłam. Czuję, że to nie jest normalne.
Chciałabym się z nią przyjaźnić, ale tak po prostu. Bez tych jej interesów. Gdyby nic ode mnie nie chciała, to pewnie by się nawet nie odezwała. Ale tak się zmusza, bo wie, że w zamian będzie miała notatki i obecności. A ja głupia nie umiem jej tego wytłumaczyć... Nie chcę stracić jedynej takiej osoby na studiach.
Jak się odważę i powiem, co o tym myślę, to chyba zupełnie zerwie ze mną kontakt. Nie wiem co jest w tym momencie ważniejsze. Moje samopoczucie czy ta znajomość. Czuję się wykorzystywana i dalej robię to, co ona sobie zażyczy...
Co z tym zrobić?
A.