Mój tata zmarł prawie 3 lata temu. Nie chcę się rozpisywać, jak było ciężko, bo było wręcz tragicznie. Mama została sama ze mną i moim bratem, brakowało pieniędzy, wszystko było źle. Jakoś z tego wyszliśmy i dzisiaj jest już zupełnie normalnie. Mama robi karierę, dobrze nam się powodzi, ja się dobrze uczę, brat odnosi sukcesy w sporcie. Jest fajnie. Tylko jedno się nie zmieniło... Od momentu pogrzebu odwiedzamy grób bardzo często. Moim zdaniem zbyt często. Noszę swojego tatę w sercu i często z nim rozmawiam, ale czy do tego potrzebne są ciągle nowe kwiaty, ogromne znicze i nasza ciągła obecność na cmentarzu?
Mama zabiera nas tam co tydzień w sobotę. Tak jak niektórzy są nauczeni, że w niedzielę o 12 idą do kościoła, albo w tygodniu wieczorem oglądają program informacyjny, tak my co sobotę o 9 jedziemy na cmentarz. Nie ważne, czy mamy jakieś inne zajęcia, jaka jest pogoda, czy jestem chora. Muszę tam być, bo mama tego chce. Próbowałam z nią rozmawiać, ale nie da się normalnie.
Kiedy tylko próbuję się wywinąć i jakoś ją przekonać, że tata wcale się nie obrazi, jeśli raz nas tam nie będzie, to ona zaczyna przez łzy mówić dziwne rzeczy. Zarzuca mi, że o nim zapomniałam, że już się pogodziłam i w ogóle mnie nie interesuje. On robił dla mnie wszystko, a mnie się nawet na cmentarz nie chce iść... Mnie się wydaje, że to ja mam rację. Próbuję być szczęśliwa, bo on tego by chciał. A ona musi na pokaz iść na grób, żeby go ozdobić. Żeby ludzie sobie czegoś nie pomyśleli.
Nie uważacie, że to już przesada? Ciekawe, jak długo to potrwa. Pewnie jak wyjadę na studia do innego miasta, to już w ogóle mi zarzuci, że ojciec nic mnie nie interesuje. Bo ona tydzień w tydzień go odwiedza, a ja nie...
Poradźcie mi, co ja mam z tym zrobić. Czuję straszną presję i zaczynam czuć się winna.
Justyna