Przyznam się szczerze, że jestem w pierwszym poważnym związku. Nigdy wcześniej nie miałam innego chłopaka. Z tym aktualnym straciłam dziewictwo i tylko z nim uprawiam seks. Z tego powodu nie mam żadnego porównania. Wiadomo, że coś tak czytałam, ale dane na ten temat są tak różne, że już nie wiem co jest prawdą. A bardzo ciekawi mnie, ile powinien trwać normalny stosunek. Nie za krótki, nie długi jak w filmach, ale zwyczajny. Mam wrażenie, że u nas nie jest z tym najlepiej. Prawda jest taka, że według mnie kończy za szybko i dlatego jeszcze nigdy nie miałam orgazmu.
To znaczy, szczytuję, ale kiedy on już sobie ulży. Albo on robi mi dobrze ręką, albo sama muszę dokończyć. Chwilę trwa, zanim zacznę odczuwać przyjemność ze zbliżenia, a jest już po wszystkim. Myślałam sobie, że to ze mną jest coś nie tak. Ostatnio zaczęłam patrzeć na zegarek, kiedy zaczynaliśmy i już po. Wyniki są raczej tragiczne, ale może się nie znam i niepotrzebnie narzekam…
Dwa razy to było około 5 minut, tylko raz 10, ale wtedy nie skończył, bo był zmęczony. Najkrócej - coś ok. 3 minut. Czy któraś kobieta jest w stanie osiągnąć orgazm tak szybko? Mam wrażenie, że on się tym nie przejmuje. Byle zrobić swoje, a mnie ma gdzieś. Ale może to już choroba i po prostu nad tym nie panuje? Tyle się słyszy o przedwczesnym wytrysku. Z drugiej strony, ja to odczuwam czasami jako komplement. Muszę go naprawdę podniecać, skoro tak błyskawicznie dochodzi.
On jest w moim wieku, ale wiem, że miał jakieś doświadczenia wcześniej. Nie widzę, żeby martwił się tą swoją szybkością, więc może to normalne? Różne badania podają, że seks ma trwać kilkanaście minut, a nie np. 3… Więc jak to jest? Coraz bardziej mi się wydaje, że to on ma problem. Ja przy okazji też, bo skoro chcę z nim być na zawsze, to chyba nigdy mi do końca nie dogodzi…
Anonim