Prawdopodobnie nie zyskam zrozumienia, ale może dzięki Waszym komentarzom sama przejrzę na oczy. Jestem mamą nastolatki, która nigdy nie sprawiała większych problemów. Typowa ułożona dziewczynka, która wolała się uczyć, niż marnować czas na głupoty. To się zmieniło w ostatnich tygodniach, kiedy do jej klasy doszła jedna nowa osoba. Chodzi o chłopaka, który od razu zawrócił jej w głowie. Pech chciał, że córka też przypadła mu do gustu i od razu zostali parą. Mam jednak podejrzenia, że nie chodzi tu tylko o chodzenie za rączkę.
Wszystkie przesłanki wskazują na to, że moje 15-letnie dziecko uprawia już seks. Jestem tym faktem zdruzgotana. Zwłaszcza, że w ogóle nie da się z nią na ten temat rozmawiać. Wszyscy wiemy, jak to się może skończyć. Ona nie przyjmuje antykoncepcji, bo jest za młoda, aby mogła sama pójść do ginekologa. O zabezpieczeniu z jego strony tym bardziej nic nie wiem. Ale nawet nie o to chodzi - po prostu nie mogę uwierzyć, że tak wcześnie zaczęły ją interesować takie sprawy.
Chciałabym mieć pewność, że nic jej nie grozi. Prawda jest taka, że gdybym mogła, to zabroniłabym jej kontaktów z tym chłopakiem. Nie chcę, żeby ją skrzywdził, czymś zaraził, a nie daj Boże doszło do wpadki. Uważam, że ma jeszcze sporo czasu. Sama straciłam cnotę jako 18-latka i nie uważam tego za życiową porażkę. Wręcz przeciwnie - myślę, że mogłam jeszcze dłużej poczekać. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co dzieje się w naszym domu, kiedy mnie i męża w nim nie ma.
Na pewno go przyprowadza, bo już kilka razy uciekał w ostatniej chwili. Wiem jak wygląda i dziwnym trafem mijałam go na ulicy, kiedy podjeżdżałam pod dom. Próbowałam sprawdzać, może nawet trochę szpiegować córkę, ale żadnych niezbitych dowodów nie mam. Pigułek nie znalazłam (nie wiem skąd miałaby je wziąć), żadnej zużytej prezerwatywy też nie. Tylko czy to oznacza, że tego nie robią? A może jednak, że uprawiają seks, ale w ogóle się nie zabezpieczają…
Jest jeden sposób, aby pozbyć się tych wątpliwości. Uwierzcie, że przez to wszystko przestałam spokojnie spać. Mam zamiar zabrać córkę na wizytę do ginekologa. Niby rutynowe badanie, bo w sumie jeszcze nie była. Ona nie wie, że znam tę lekarkę i ona mogłaby mi potem powiedzieć, czy błona dziewicza jest jeszcze cała. Ktoś inny mógłby robić problemy, że to osobista sprawa.
Nie przeczę, że nie mam dylematu. Bardzo się nad tym zastanawiam. Z jednej strony chciałabym mieć wreszcie pewność, z drugiej - to jawne okazanie braku zaufania własnemu dziecku. Tylko skąd mam je mieć, skoro ona mi nic nie mówi, a kilka razy przyłapałam ją na kłamstwie?
Bardzo proszę o opinie w tej sprawie.
Bożena