Zaczęłam się odchudzać. Nie jakoś strasznie, bo aż tyle do zrzucenia nie mam, ale usłyszałam, że za bardzo się katuję. Podobno jem zdecydowanie za mało i przez to grozi mi anoreksja. Rodzice naprawdę się tym przejęli i nawet chcą mnie zaprowadzić do jakiegoś lekarza. Nie wiem zupełnie o co chodzi, bo ja naprawdę nie głoduję. Jem sporo, regularnie i same zdrowe rzeczy!
Jak można inaczej schudnąć, jak nie dietą? Ruszam się też trochę, ale najważniejsze jest właśnie jedzenie. Udało mi się odstawić słodycze, które uwielbiam. W zamian jem owoce i tym podobne rzeczy. Mięsa też raczej nie tykam, bo jest tłuste i w sumie rzadko kiedy mam na nie smak. Wzięłam się za siebie i nagle afera.
No to może Wy mi powiecie, czy naprawdę przesadzam? Mój codzienny jadłospis wygląda mniej więcej tak...
Na śniadanie jem kromkę pieczywa ryżowego z jakimś serkiem czy czymś takim, potem jeszcze jabłko albo mandarynki, na obiad trochę ryżu, surówka, do tego może odrobina chudego mięsa ale wolę rybę, na podwieczorek banan albo suszone owoce, a na kolację znowu pieczywo ryżowe z różnymi dodatkami. Czy to naprawdę aż tak mało? Czuję się pełna po tym jedzeniu, a przynajmniej wiem, że nie napchałam się pustymi kaloriami.
Nie odbiło mi i nie chcę się zagłodzić. Przykro mi, że niektórzy mnie o to podejrzewają. Mają w ogóle jakiś powód? Czy jak ktoś przechodzi na zdrową i pełnowartościową dietę, to od razu musi mieć anoreksję?
Napiszcie co myślicie o tym moim jedzeniu...
Agata