Witam Czytelniczki i od razu proszę o radę. Jestem kobietą po pięćdziesiątce, która całe życie ciężko pracowała. Wychowywałam dzieci, zarabiałam pieniądze, zbudowałam z mężem dom. Wszystko bez znajomości i pomocy rodziny. Cenię sobie niezależność, dlatego trochę zmartwiła mnie prośba mojej najstarszej córki, która w przyszłym roku zamierza wyjść za mąż. A może nawet nie prośba, bo potraktowałam to jak żądanie.
Krótko mówiąc: ty jesteś moją matką, ja jestem twoją córką, biorę ślub, więc musisz za to zapłacić. Koniec i kropka. Najlepiej w ogóle o tym nie rozmawiajmy. Wystarczy, że będę regulowała kolejne rachunki za imprezę jej życia (sama tak to nazwała). Żadnych pytań typu: czy dasz radę, co o tym myślisz, jak możesz nam pomóc. Dla niej to oczywista sprawa, bo taka jest przecież tradycja.
Jestem nieco innego zdania. Za moje wesele płaciłam razem z mężem, bo było nam wstyd prosić rodziców o pomoc.
Skłaniam się ku temu, by jakoś delikatnie wybić jej to z głowy. Nie chodzi o to, że mnie nie stać. Ale nie śpię też na pieniądzach. Gromadziłam oszczędności na czarną godzinę, a wesele chyba trudno tak nazwać. Mam swoje lata, nie wiem ile jeszcze popracuję i czy utrzymam się w przyszłości z emerytury. Muszę mieć coś na koncie, żeby w miarę spokojnie spać. A nie są to kokosy, uwierzcie mi.
I co teraz mam zrobić? Pozbyć się tego wszystkiego, żeby córka zorganizowała sobie wymarzone wesele? To jeden dzień, a pewnie nawet tych oszczędności by zabrakło. Na razie jeszcze tego jednoznacznie nie skomentowałam. Powiedziałam tylko: „Aha, ciekawe”. Bez entuzjazmu, ale pewnie potraktowała to jako żart. Przyzwyczaiła się, że mama zawsze pomoże.
Pierwszy raz w życiu nie chcę tego zrobić. Szkoda mi tych pieniędzy. Nie podoba mi się też jej stosunek do tej sprawy. Jakby to była oczywista oczywistość, że mama płaci.
Nawet mąż nie do końca mnie rozumie. Zdaje sobie sprawę, że będzie to ogromny wydatek i prawdopodobnie zostaniemy bez oszczędności. Ale dodaje, że to córka i trzeba pomóc, bo co ludzie powiedzą… Szczerze mówiąc, mam to w głębokim poważaniu. Mój spokój jest więcej wart, niż opinie postronnych osób. Wiem, że podpadnę córce, jej mężowi i przyszłym teściom, ale naprawdę nie czuję się na siłach, by lekką ręką wydać taki majątek.
Myślałam o tym, żeby zaproponować jej konkretną kwotę, a o resztę niech martwią się sami. To chyba uczciwe i praktyczne rozwiązanie. Dam im np. 10 tysięcy złotych. Niech sprawdzą, ile mogą dołożyć i na tej podstawie planują wesele. Oni chcą inaczej - na niczym nie oszczędzać i zasypywać mnie rachunkami do zapłacenia.
Czy mam prawo jako matka się przeciwstawić?
Alicja