Pewnie nie spotykacie się z taką sytuacją codziennie, ale stało się. Nie ochrzciłam dziecka, kiedy było bardzo małe. Miałam to w planach, ale najpierw pojawiły się problemy rodzinne, potem brakowało kasy i wreszcie nic z tego nie wyszło. Dzisiaj ma 5 lat i pewnie bym odpuściła, gdyby nie pretensje mojej siostry.
Ona uważa, że wyrządzam dziecku krzywdę. Przeze mnie będzie odmieńcem, bo ani na religię chodzić, ani pierwszej komunii, potem ślubu kościelnego nie dostanie. Nie zastanawiałam się nad tym aż tak, bo w sumie nie jestem przywiązana do sakramentów. Mogłabym żyć bez Kościoła.
Ale może jest w tym trochę racji i zawaliłam sprawę...
Co do religii, to i tak dałabym wolną rękę. Dziecko niech się samo wypowie. Tak samo w kwestii sakramentów. Tylko, że bez chrzcin to i tak nic z tego i wypadałoby nadrobić zaległości. Niby o tym wiem, a jednak coś mnie powstrzymuje. Chyba przede wszystkim wstyd.
Obawiam się tego, jak zareaguje ksiądz, ludzie w kościele, dalsza rodzina. Bo kto to widział, żeby takie duże dziecko na własnych nogach szło do chrztu. To się kojarzy z maleństwem w beciku, a nie przedszkolakiem. Chodzi już nawet do zerówki.
Doradzicie mi coś?
Anna