Nie umiem sobie poradzić z jedną rzeczą. Może oszalałam? Każde wyjście z domu to dla mnie ogromny stres. Muszę się kilka razy wysikać, prawie na siłę, żeby móc się gdzieś ruszyć. Tylko schodzę po schodach w bloku i od razu mi się wydaje, że zaraz znowu mi się zachce. Idę dalej i wreszcie mnie to dopada. W szkole, na ulicy, w knajpie ze znajomymi. I nie wiem co wtedy ze sobą zrobić, bo brzydzę się publicznych toalet. W życiu bym tam nie weszła, a co dopiero usiąść na takiej brudnej desce klozetowej. U kogoś w domu jeszcze mogę skorzystać, ale na mieście nie ma mowy.
Od razu czuję odruchy wymiotne. Wyobrażam sobie, kto mógł tam siedzieć i co tam robił. Albo resztki czego mogą się znajdować na muszli. Od razu mi się odechciewa. Nawet jeśli łazienka byłaby dopiero co wysprzątana, ja i tak nie daję rady. Nic mnie nie zmusi do załatwienia się w takim miejscu, dlatego często skracam spotkania albo zrywam się ze szkoły, żeby sobie ulżyć w domu. Mam 19 lat i czuję się jak wariatka. Trudno mi być wesołą i spontaniczną...
Na szczęście szkoła już prawie za mną, bo zaraz matura, ale co dalej? Przecież pójdę na studia, poznam nowych ludzi, będę z nimi wychodziła, może nawet zdarzy się jakiś wyjazd. I co wtedy? Czasami tak bardzo mi się chce sikać, że już mdleję. Trzymam na siłę i nawet ten ból nie sprawia, że lecę do pierwszej łazienki i robię swoje. Do publicznej, tak jak mówiłam, nawet nie wejdę. Strasznie mi to utrudnia życie. Czuję się dziwna, bo chyba nikt nie jest w stanie tego zrozumieć.
Piszę, bo chciałam sprawdzić, czy tylko ja tak mam. Może powinnam się z tym gdzieś zgłosić? Tylko tego mi brakowało, żeby psychiatra zajmował się moją WC-fobią...
Jak to z Wami jest?
Anonim