Czemu ja zawsze muszę mieć pod górę... Tyle lat czekałam na to, aż ktoś mnie pokocha, a teraz wszyscy próbują mi obrzydzić moje życie. Byłam w kilku nieudanych związkach. Albo źle wybierałam, albo faceci zmieniali się nie do poznania. Była bieda, alkohol, przemoc. Trudno było mi to wymazać z pamięci, ale próbowałam żyć dalej. Wtedy poznałam Michała, który jest kimś zupełnie innym. Dojrzały, odpowiedzialny, twardo stąpa po ziemi i bardzo o mnie dba.
Myślę, że nie mogłam lepiej trafić. Kocham go strasznie i zrobię wszystko, by z nim być do końca. Ale pojawił się inny problem. Rodzice chyba nie mogą patrzeć na moje szczęście. Trudno im uwierzyć, że taki życiowy nieudacznik, jak ja, trafił wreszcie na kogoś tak wspaniałego. Jeszcze go nie poznali, a już im się nie podobał. Opowiadałam o nim same dobre rzeczy, a oni nie chcieli tego słuchać. Dzisiaj nawet nie chcą słyszeć o tym, bym przyszła do nich razem z nim.
Byliśmy razem u moich rodziców tylko kilka razy. Ostatnio chyba rok temu. Nigdy się nie pokłócili, ale i tak go nie znoszą. Naprawdę nie wiem dlaczego. Próbowałam się nad tym zastanawiać, ale jedyne co wymyśliłam, to... ich strach przed kimś lepszym od nich. On jest oczytany, wykształcony, ma własną firmę, zdanie na wiele ważnych tematów. Może oni czują kompleksy? Przykro mi tak mówić, ale to może być to.
Kocham rodziców, ale wiem, że to zupełnie inni ludzie, niż on. Tradycyjni, nie wychylają się za bardzo, zajmują się domem, gospodarstwem, chodzą do kościoła i tyle. Tak wygląda ich życie. Michał ciągle coś robi, działa, zabiera mnie na wakacje, kupił mi samochód. Może ich zawstydził, że oni nie mogli tyle dla mnie zrobić? Ostatnio mama zapytała, czy Michał będzie w domu w weekend. Powiedziałam, że wyjeżdża na ważną konferencję i wróci w poniedziałek. „No to zapraszam cię na obiad” - usłyszałam.
Upewniła się, czy przypadkiem go nie będzie i dopiero wtedy zaprosiła. Gdyby był w domu, to by mnie nie zaprosiła, bo pewnie chciałabym przyjść z nim. A to takie dziwne, że chcę by był blisko mnie? Od kilku miesięcy odwiedzam ich raz na kilka tygodni. Michał zostaje w domu, ja idę do nich i dopiero potem mu opowiadam, jak było. On naprawdę się interesuje ich losem. Oni jego – na pewno nie. W ogóle nie poruszają tematu i udają, że go nie ma.
To dla mnie strasznie trudna sytuacja. Jak ja mam myśleć o ślubie i dzieciach? Jeśli oni odcięli się od nas już teraz, to potem może być jeszcze gorzej. Nie mogę być nawet pewna, czy przyjdą na ślub, skoro on też tam będzie... Próbowałam pytać o co chodzi, ale słyszę tylko, żebym dała im spokój. W takim razie chyba muszę pomiędzy nimi wybierać...
Katarzyna