Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że numeracja ubrań to zazwyczaj kwestia przypadku. Różnice bywają ogromne i trudno przypuszczać, by obowiązywały tu jakieś logiczne zasady. To raczej efekt fantazji producentów lub zdania się na los. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć. Bo jakim cudem bluzka tej samej wielkości w jednym sklepie oznaczona jest symbolem 36, a w butiku obok - 41?
Jak bardzo powszechny jest to problem najlepiej świadczy popularność wpisu tej nastolatki. Jej post na Facebooku został polubiony i udostępniony dalej łącznie ponad 40 tysięcy razy. I skomentowany przez kolejnych 10 tys. internautów. Czego dotyczy? Spodni i ich absurdalnej rozmiarówki.
Dziewczyna twierdzi, że niektórzy producenci odzieży w ten sposób wpędzają nas w kompleksy.
Zobacz również: Dlaczego damskie XL to męski rozmiar S? Ten facet obnażył całą prawdę!
źródło: Facebook (facebook.com/LucayHorsley)
Na zdjęciu widzimy dwie pary spodni kupionych przez Lucy Horsley z Wielkiej Brytanii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że te większe (czarne) według numeracji są… zdecydowanie mniejsze od wizualnie węższych jeansów. I nie jest to kwestia jednego rozmiaru w jedną czy drugą stronę. Zgadniesz, jak duża?
źródło: Facebook (facebook.com/LucayHorsley)
„Tak więc, czarne spodnie z New Look są w rozmiarze 14 (w polskiej numeracji 42), a niebieskie jeansy z River Island to rozmiar 18 (46). Jakim cudem większy rozmiar może być mniejszy?! Nie dziwię się, że tak wiele dziewczyn ma problemy z brakiem pewności siebie i nienawidzi kupować nowych ubrań. Dlaczego wszystkie sklepy nie mogą stosować jednakowej numeracji?” - pyta Lucy.
Na wszelki wypadek dodaje, że „obie pary są z wysokim stanem, bardzo wąskie, z rozciągliwego materiału i wykończone w ten sam sposób”.
Zobacz również: Jedna modelka i kilka par spodni. Podobno w tym samym rozmiarze... (Pasują?)
źródło: Facebook (facebook.com/r.a.clemens)
To nie pierwszy taki przypadek. Kilka miesięcy temu niejaka Ruth Clemens opublikowała na Facebooku zdjęcia z przymierzalni w sklepie sieci H&M.
„Przeglądałam wasze przecenione ubrania w jednym ze sklepów w Leeds i zauważyłam pewne jeansy. Kosztowały niewiele i były w rozmiarze 16 (odpowiednik naszego 44 - przyp. red.). Zazwyczaj noszę rozmiar 14 (42) (okazjonalnie 16, kiedy kupuję spodnie), więc postanowiłam je przymierzyć. Nie poszło za dobrze. Jak pewnie doskonale wiecie, ten rozmiar jest największym, jaki sprzedajecie” - napisała rozczarowana klientka. I dodała, że przez politykę firmy poczuła się otyła, chociaż wcale taka nie jest.
Zobacz również: Sprawdź, czy nosisz odpowiedni rozmiar butów!