Z dużym prawdopodobieństwem każda z was choć raz była na randce, która okazała się… dramatyczna. Spodziewałaś się fajerwerków, księcia z bajki i miłości niczym z filmów romantycznych, a tymczasem na spotkaniu było gorzej niż źle. Niestety, nie każdemu jest dane przejść przez wszystkie przyjemne etapy randkowania.
Niektóre historie są bardzo zabawne, a niektóre przerażające. Choć dziś możemy z tych opowieści pożartować, dla naszych bohaterek oznaczały koniec świata.
Przyjemnej lektury!
Król złych manier
- Zdecydowanie najgorsza randka na jakiej byłam to ta, na którą zaprosił mnie kolega z pracy. Wielokrotnie wcześniej flirtowaliśmy, więc ucieszyłam się, kiedy zaproponował spotkanie poza biurem. Poza tym podobał mi się wizualnie.
Wybraliśmy się do pobliskiej knajpki na drinka. Kiedy otworzył drzwi lokalu i wszedł pierwszy, nie przepuszczając mnie przodem, trochę się zdziwiłam, ale uznałam, że pewnie jest zdenerwowany i się nie kontroluje. W środku nie pomógł mi jednak zdjąć płaszcza, ani nie odsunął przede mną krzesła. Rozebrał się, zasiadł do stołu i od razu chwycił za menu. Byłam zszokowana, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Przyszedł kelner, a Jarek od razu złożył swoje zamówienie, nie dopuszczając mnie do głosu. Nie zapytał, na co mam ochotę. Wyrecytował swoje danie i napój i był z siebie zadowolony. Nawet kelner był oburzony jego brakiem manier. Powiedział: „Pozwoli pan, że najpierw pani złoży swoje zamówienie”. A Jarek? Puścił to mimo uszu.
- Zjedliśmy w ciszy, bo nie miałam ochoty na rozmowę po tym, jak nieelegancko się zachował. Po kilkunastu minutach mówił głównie on. Przechwalał się zarobkami i tym, że pewnie lada moment awansuje. Nie interesowało go, co ja mam do powiedzenia, więc przerwałam mu wpół zdania i powiedziałam, że muszę już wracać.
Zapłaciłam za siebie i ubrałam się sama, bo oczywiście płaszcza mi nie podał. Przy wyjściu… również nie przepuścił mnie w drzwiach. Stwierdziłam, że z kimś takim więcej się nie spotkam. Skoro teraz mnie nie szanuje jako kobiety, to co byłoby potem? – żali się Justyna.
Mister piękności
- Z Grześkiem umówiła mnie moja przyjaciółka. To był jej dobry znajomy, który wpadł mi w oko na jednej domówce. Ostrzegała mnie, że on jest strasznie zarozumiały, ale stwierdziłam, że przymknę oko na jego charakter, skoro wygląda jak model.
Szybko okazało się jednak, że seksowne ciało i piękna twarz to jednak nie wszystko. Grzesiek przez cały czas opowiadał mi o tym, jak bardzo siebie uwielbia. Chwalił się, że nie ma wad. Musiałam oglądać jego perfekcyjne paznokcie, które podtykał mi pod oczy; misternie zrobioną fryzurę (kiedy dla żartu chciałam go potargać, spojrzał na mnie z nienawiścią i powiedział, że takie głupie zachowanie go nie śmieszy); a także wysłuchiwać bzdur o tym, że jego twarz jest idealnie symetryczna. Wyliczał nawet na serwetce swoje proporcje!
Siebie wychwalał, a mnie… ganił. Że mam fatalny nos i powinnam rozważyć jego zmniejszenie. Że cycki też przydałoby się poprawić. Że byłoby mi lepiej w blondzie. Zdenerwowałam się i powiedziałam, że zamiast chodzić na randki, powinien sobie kupić lalkę Barbie i zostać jej Kenem. Potem wyszłam i nigdy więcej się nie spotkaliśmy – opowiada Emilia.
Oszust
- Najgorsza randka w moim życiu początkowo przebiegała bajkowo. Siedziałam w uroczej restauracji z nieziemskim przystojniakiem, którego wcześniej poznałam przypadkowo w sklepie. Z koszyka wypadły mi zakupy, on pomógł mi je pozbierać i tak od słowa do słowa wymieniliśmy się numerami telefonów.
Po kilku dniach Seweryn zadzwonił i wylądowaliśmy w fajnej knajpie w samym centrum Warszawy. Rozmawialiśmy, on łapał mnie za rękę i patrzył głęboko w oczy. Byłam w siódmym niebie!
Nagle do lokalu wpadła jakaś wściekła dziewczyna, która rzuciła się na Seweryna z pazurami. Krzyczała, że jest oszustem i że obiecywał jej, że już nigdy jej nie zdradzi. On zrobił się czerwony jak burak, wybiegł za nią na ulicę, a ja… zawołałam kelnera, powiedziałam, że mój towarzysz za chwilę ureguluje rachunek i wyszłam. Mam nadzieję, że jego dziewczyna poszła po rozum do głowy i też go zostawiła – śmieje się Marta.
Panikarz
- Wakacyjna znajomość. Umówiłam się z chłopakiem na spacer brzegiem plaży. Było już ciemno i kręciło się tam tylko kilku nastolatków. Nagle jeden z nich dla żartu krzyknął: „Chować się! Ruscy strzelają!”. Ja zaczęłam się śmiać, a mój partner… zaczął uciekać. Biegł tak szybko, że kilka razy się przewrócił. Kiedy zorientował się, że to był tylko głupi dowcip, położył się na plecach i ciężko oddychał.
„Świstał”, czyli wciągał powietrze w płuca i chyba próbował nie dostać zawału. Zostawiłam go na brzegu i uciekłam – dosłownie – opowiada Karolina.
Chwalisz się czy żalisz?
- Kiedyś jeden mało interesujący klient firmy, w której pracuję, zaproponował mi kawę. Idąc w stronę kawiarni, coraz bardziej tego żałowałam, ale jak się okazało, był to dopiero początek mojej męki. Kiedy w kawiarni zamówiłam średnią kawę, on zapytał, czy mogłabym zamówić małą... Zdziwiona popatrzyłam na niego i grzecznie odpowiedziałam, że zapłacę za siebie. Dobrze, że wzięłam pieniądze! I kilka jego tekstów: „kiedyś byłem taki duży, że szyli mi koszule na miarę”, „mieszkam u kolegi” czy „pracowałem w urzędzie, ale mnie zwolnili, bo chodziłem w obcisłych koszulkach”. Po kilkunastu minutach powiedziałam mu szczerze, że mam już ochotę wrócić do swoich obowiązków, bo są zdecydowanie milsze... – opowiada Małgosia.