Niektórzy twierdzą, że samotność to najczęstsza choroba w XXI wieku. Teoretycznie jesteśmy coraz bardziej otwarci, wyzwoleni i dysponujemy nowoczesnymi kanałami komunikacji, ale nie potrafimy tego wykorzystać w praktyce. Coraz więcej z nas prowadzi „samodzielne gospodarstwa domowe”. Inaczej mówiąc - mieszkamy sami. Jesteśmy zagubieni i rzadko zdajemy sobie sprawę, że to wina nie pecha i złych ludzi, ale nas samych.
Czy można się przed tym obronić? Angelika uważa, że znalazła na to sposób. Swoją historią chce uczyć innych… na własnych błędach. Dla niej jest już podobno za późno. Ma 32 lata i „żadnych perspektyw”. Po latach zauważa, dlaczego tak się stało. Teraz ostrzega - jeśli nie chcesz umrzeć w samotności, rób dokładnie to co ja. Tylko na odwrót.
Tak się zostaje starą panną. To prostsze i bardziej realne, niż podejrzewasz.
Zobacz również: 7 momentów, kiedy dochodzisz do wniosku, że jesteś już STARA
fot. Thinkstock
Angelika. 32 lata. Od 5 lat wynajmuje mieszkanie, żyje sama. Jej jedynym towarzyszem jest kot, którego adoptowała ze schroniska. Życie uczuciowe: nie istnieje. Doświadczenie w miłości: niewielkie. Plany na przyszłość: pogodzić się ze swoim losem i nie zwariować. Specjalnie dla nas opisuje, co ją do tego doprowadziło.
Problem zaczyna się wtedy. Jeśli nie masz rodziców, którzy wmawiają ci, że jesteś ósmym cudem świata i możesz wszystko, to samoocena szybko siada. Ja urodziłam się niepewna i nigdy nie zostałam szkolną gwiazdą. Cokolwiek robiłam, wydawało mi się to głupie, mało znaczące i niezrozumiałe dla innych.
Przesadna ambicja prowadzi do tego, że nikt nie traktuje cię jako kandydatki na koleżankę, przyjaciółkę czy dziewczynę. Jesteś jak powietrze. Zawsze siedziałam z nosem w książkach, bo chciałam coś osiągnąć. Na studia się dostałam, a nawet je skończyłam, ale nie mam żadnych szalonych wspomnień.
fot. Thinkstock
Zawsze wierzyłam, że wtedy wszystko się zmieni. Pępowina zostanie definitywnie przecięta, uwierzę w siebie i otworzę się na ludzi. 5 lat zleciało szybciej, niż mogłam się spodziewać. Byłam nawet lubiana przez grupę, ale i tak traktowali mnie jako dziwaka. Zawsze przygotowana, ambitna, niezbyt modna i strachliwa. Raczej do odpisywania na kolokwiach, niż wielkiej przyjaźni.
Wbrew pozorom, nie jestem jedynaczką. Mam dwoje rodzeństwa - starszą siostrę i młodszego brata. Teoretycznie idealne warunki, żeby nie być odludkiem i zrozumieć, czego potrzebują inni. W praktyce sprowadzało się do tego, że ich sukcesy tylko mnie dobijały. Bo ja zawsze byłam w tyle. Siostra ma już męża i dzieci, a brat planuje ślub w przyszłym roku.
Nigdy nie marzyłam o wykonywaniu zawodu, którym mogłabym się szczycić. Zostałam zwykłą „biurwą”, która codziennie przekłada papiery i ucieka z biura równo o 16:30. W zespole od lat same kobiety. Faceci tylko na wyższych stanowiskach i to na dodatek zajęci.
fot. Thinkstock
Mogę je policzyć na palcach jednej ręki. Kiedyś częściej randkowałam, bo pod koniec liceum i na studiach umawiałam się z chłopakami może nawet 3-4 razy. Za każdym razem był to niewypał, bo nie wiedziałam jak mam się zachować. Zraziłam się i od tego czasu zawsze znajduję wymówkę. Różne oferty jeszcze potem się pojawiały. Od ponad roku nikt mi nie zaproponował nawet kawy.
Praktycznie nie istnieje. Nie chodzi tylko o moją osobowość, bo w gronie przyjaciół potrafię się rozkręcić i wszystkich zaskoczyć. To naczynia połączone. Nie mam nikogo, bo nie prowadzę życia towarzyskiego, a nie prowadzę go, bo nie mam nikogo i mi wstyd. Ten rządzi moim życiem, bo często muszę odpowiadać na pytania o chłopaka, którego nie mam.
Tych było oczywiście mniej, niż randek. Powiedzmy, że 2, w tym tylko 1 z prawdziwego zdarzenia. Pierwszy związek polegał na tym, że widywaliśmy się od czasu do czasu pogadać albo chodziliśmy do kina. Nigdy nie wszedł na kolejny etap. W kolejnym wydarzyło się o wiele więcej, ale odszedł twierdząc, że „jestem jakaś dziwna”.
Zobacz również: Boisz się, że zostaniesz STARĄ PANNĄ? Musisz to przeczytać!
fot. Thinkstock
Muszę powiedzieć, że lubię seks, bo zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej. Zaczęłam bardzo późno i od dłuższego czasu żyję w celibacie. Kochałam się z 3 chłopakami. Jednego z nich uważałam za swojego partnera (to ten z poważnego związku), a dwóch można uznać za wypadek przy pracy. Z racji braku doświadczenia i wrodzonej niepewności - na pewno nie jestem mistrzynią w tym temacie. Raczej biorę, niż daję.
Zdecydowałam się wyprowadzić od rodziców, żeby być bardziej samodzielną. Wyobrażałam sobie, że to wszystko zmieni. Zacznę gościć u siebie facetów, stanę się wyzwolona i wreszcie wszystko się ułoży. Prawda jest taka, że wracam do domu, zamykam za sobą drzwi i otwieram je dopiero rano, kiedy wychodzę do pracy. Nawet nie mam grupy przyjaciół, których mogłabym zaprosić na domówkę.
Dopiero po jego przygarnięciu zorientowałam się, że zostałam stereotypową starą panną. Sama z kotem. Cieszę się, że go mam, ale zdaję sobie sprawę, że jego istnienie jeszcze bardziej mnie określa. I na pewno nie pomaga w wyjściu ze staropanieństwa.
fot. Thinkstock
Jeszcze nie jestem zgorzkniałą starą panną, która potrafi tylko użalać się nad sobą. Tak naprawdę przez większość dnia jest mi dobrze. Mam stabilną pracę, utrzymuję się sama, kot jest zabawny, rodzice nie wiercą mi dziury w brzuchu. Chwile zwątpienia przychodzą najczęściej w piątkowe i sobotnie wieczory, kiedy zamulam na kanapie z lampką wina. Widok tego jednego kieliszka na stoliku rozkłada mnie na łopatki. Powinny być dwa.
Wiem z nieoficjalnych źródeł, że jest im mnie żal, ale pogodzili się z moim losem. Nie wierzą, że kiedyś kogoś poznam i moje życie się zmieni. Na szczęście mają jeszcze dwoje bardziej zaradnych dzieci. To one dadzą im wnuki. Myślę, że gorzej by to znieśli, gdybym była jedynaczką. Wtedy na pewno próbowaliby mnie na siłę swatać.
Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy chciałabym zostać matką. Chyba dlatego, że nie mam realnych możliwości i boję się to przyznać. Wtedy bym zwariowała. Lepiej udawać, że to nie dla mnie i potrafię cieszyć się samotnością.
Zobacz również: Sama czy samotna?