Pochwa, wagina, narządy rozrodcze, organy płciowe, przyrodzenie, genitalia – choć wszystkie wiemy, o co chodzi, określenia te brzmią wyjątkowo oficjalnie i mało czule. Życie to nie lekcja anatomii, by używać ich na co dzień. A czasami musimy jakoś „to” nazwać. Jak? Tutaj z pomocą przychodzi już tylko nasza bujna wyobraźnia. Ciekawych propozycji nie brakuje!
Jakiś czas temu poznałyście określenia pochwy, których żadna kobieta nie wybaczy swojemu facetowi. Na liście znalazły się m.in. rozklapiocha, szpara, sierściuch, a nawet... śledź. Same przyznacie, że nie brzmi to zbyt przyjemnie. Na szczęście same zainteresowane, czyli kobiety, mają na tę część ciała znacznie ciekawsze określenia. Zabawne, przewrotne, a czasami wręcz urocze.
Jakie? To zdradziły nasze rozmówczynie, które przyznały się, w jaki sposób nazywają swoją pochwę w rozmowach z partnerem i najbliższymi przyjaciółkami. Macie z nimi coś wspólnego?
Ewa, 33 lata
- Mam swoje lata, więc w niektórych sprawach jestem zbyt bezpośrednia. Rzadko mam okazję rozmowy o narządach płciowych, ale sama przed sobą nazywam swoją pochwę „wlotem”. Nie brzmi to zbyt miło i dla większości kobiet będzie nie do przyjęcia, ale co mam na to poradzić? Mój mąż zajmuje się zawodowo sprawami technicznymi, więc często słyszę o wlotach, wylotach, dyszach, wentylach i tym podobnych. Może to stąd? Wlot, jak sama nazwa wskazuje, to otwór, więc chyba wszystko się zgadza. Co oczywiście nie oznacza, że chwalę się takim słownictwem na lewo i prawo – zastrzega pracownica branży turystycznej.
Izabella, 26 lat
- Nazywam ją w ten sposób i tylko nie każcie mi tłumaczyć dlaczego, bo nie wiem! Wydaje mi się, że to jest bardzo popularne określenie. Jest albo wulgarna „ci*a” albo piczka, więc z dwojga złego wolę to drugie. W rozmowach, jeśli trzeba jakoś to nazwać, używam oficjalnego słownictwa, ale w sypialni różne rzeczy się wygaduje. Padło na „piczkę”, ale to przejdzie tylko przy facecie i koleżankach. Spaliłabym się ze wstydu, gdybym użyła takiego słowa przy dziecku albo kimś starszym – twierdzi młoda warszawianka.
A Wy jak JĄ nazywacie?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Określenia pochwy, których NIE WYBACZYSZ swojemu facetowi
Anna, 22 lata
- Chyba bym nie zniosła, gdybym usłyszała od kogoś, że mam tam dziurę. To już brzmi chamsko. Ale dziurka wydaje mi się pieszczotliwym określeniem. Słyszałam, że dziewczyny nadają swojej pochwie imiona, nazywając ją Basią czy inną Renatką, ale do mnie „dziurka” najbardziej przemawia. Normalne słowo, nie obraża, a poza tymjest zgodne z prawdą. Co by nie mówić, chodzi o otwór w naszym ciele, czyli dziurkę. Jak już pojawia się taki kłopotliwy temat, to właśnie tak ją nazywam – wyznaje studentka filologii polskiej.
Kornelia, 28 lat
- Musiałam to gdzieś zasłyszeć, bo teraz, jak się tak zastanawiam, nie wiem co ma wspólnego kobieca pochwa z gryzoniem. Wcale nie jest taka mała i lepiej, żeby nie miała wąsów, jak prawdziwa mysz. Ale tak się przyjęło i z przyzwyczajenia zawsze mówię o „myszce”, a nie oficjalnie „pochwa” albo „wagina”. Mój mąż też to podchwycił, więc tak już raczej zostanie. Raz złapałam się na tym, że zamiast zapytać ginekologa, czy moja pochwa nie jest przypadkiem zaczerwieniona, wyskoczyłam z tą myszką. Przynajmniej rozładowałam atmosferę – tłumaczy świeżo upieczona mama.
Agata, 19 lat
- Nie darzę moich narządów płciowych jakimś wielkim uczuciem, więc nawet się nad tym nie zastanawiam. Zazwyczaj używam określenia „buła”, ale dlaczego? Pewnie gdzieś usłyszałam, do tego własne skojarzenia i tak mam. Pewnie lepiej brzmiałaby „bułeczka”, ale nie lubię zdrabniania wszystkiego. W końcu wagina z zewnątrz wygląda jak złożona bułka. Przynajmniej kilka razy użyłam tego sformułowania w rozmowie z koleżankami i żadna się nie oburzyła, więc chyba nie jestem zbyt oryginalna. Zawsze to lepsze od „ci*y” albo czegoś jeszcze gorszego – twierdzi tegoroczna maturzystka.
Paulina, 24 lata
- W moim przypadku to chyba efekt kierunku studiów i słabości do wtrącania obcych zwrotów wszędzie, gdzie się tylko da. Chodzę na lunch, zamiast przerwy mam break, wysyłam messages, a nie wiadomości, więc między nogami mam vaginę. Wymowa zgodnie z zasadami języka angielskiego. Brzmi niepoważnie i trochę prześmiewczo, ale chyba nie ma się co spinać. Każda z nas ma to samo, więc chociaż z określeniami warto zaszaleć. Gdybym jednak miała opowiadać na ten temat dziecku, to chyba postawiłabym na „pipcię” - mówi nam przygotowująca się do obrony pracy magisterskiej studentka filologii angielskiej.