Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu małżeńskie zadania były jasno podzielone: mężczyzna odpowiadał za utrzymanie rodziny i fachowe naprawy, kobieta natomiast zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Dziś jednak wyraźnie widać, że ten konserwatywny podział przestał odpowiadać wielu osobom – szczególnie kobietom, które nie chciały być wyłącznie kurami domowymi. Fartuch zamieniły na biurowy uniform, ale obowiązków im nie ubyło.
Kilka etatów
Okazuje się, że przeciętna współczesna Polka to kobieta, która pracuje na kilku etatach: w biurze i w domu – jako żona, matka, kucharka, praczka, sprzątaczka… Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że aktywne zawodowo kobiety poświęcają na zajęcia domowe 4 godziny 45 minut. Dziennie. To bardzo dużo, zwłaszcza że praca zawodowa zajmuje nam średnio 6-8 godzin. Obliczono, że na gotowanie poświęcamy półtorej godziny, na zmywanie – 30 minut, a blisko trzy godziny zajmuje nam wykonywanie innych domowych obowiązków – pranie, prasowanie czy opieka nad dziećmi.
Dla porównania: mężczyźni na pracę w domu poświęcają jedynie dwie godziny i 22 minuty.
Wielka dysproporcja
„W naszym kraju ciągle pokutuje stereotyp matki Polki, która pierze, gotuje i wychowuje dzieci. Żeby zobrazować dysproporcję, która pojawia się między kobietami a mężczyznami, wystarczy porównać, ile przedstawiciele obu płci przebywają w kuchni. Otóż panie tracą w niej sześć razy więcej czasu” – stwierdził współautor badań Władysław Łagodziński cytowany przez „Życie Warszawy”.
Faktem jest, że statystyczny mężczyzna w pracy spędza więcej czasu, ale wyliczono, że średnio jest to tylko godzina dłużej.
Podobne wnioski płyną z raportu międzynarodowej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Wynika z niego, że Polki pracują średnio o siedem godzin więcej tygodniowo niż mężczyźni – a to dlatego, że mają na głowie cały dom. Nie zmienia się to od lat. Domowe obowiązki wciąż postrzegane są jako „kobiecie” i mężczyźni rzadko kiedy się do nich garną – nawet mimo faktu, że ich partnerki pracują zawodowo.
Padam ze zmęczenia
O tym, jak to wygląda w praktyce, można się przekonać, słuchając wypowiedzi Polek. Paulina, lat 26, wyznaje, że jej mąż w domu jest leniem. „Uważa, że dom równa się odpoczynek. Wraca z pracy, wymaga obiadu na już, a potem potrafi przeleżeć na kanapie cały wieczór. Ja też pracuję, często wracam później od niego i wielokrotnie prosiłam go o pomoc, ale nic z tego. Zdziwił się, że raz poprosiłam go, by zrobił obiad, bo miał wolny dzień. Już parę razy próbowałam z nim o tym rozmawiać, ale do niego nic nie dociera, w ogóle nie mieści mu się w głowie, że w domu miałby prać, prasować czy sprzątać. A ja padam ze zmęczenia”.
Jeszcze bardziej wściekła na swojego partnera jest Monika, 25-latka. Do tego stopnia, że zaczęła wątpić w sens małżeństwa. „Odkąd mieszkamy razem, czyli od półtora roku, wszystko, absolutnie wszystko jest na mojej głowie, a sama również pracuję i to dość ciężko. Mój partner nie kiwnie palcem. Nie wytrzymuję i robię mu o to awantury, ale wychował się w domu, gdzie siostry robiły wszystko za niego i teraz uważa, że nie musi nic robić. Po co zatem być ze sobą, skoro wspólne życie oznacza więcej obowiązków i zero pomocy?” – zastanawia się.
Obrażalski leń
Mogłyby podpisać się pod tym niektóre internautki. „Mój kochany mąż niby nie pije, nie bije, nie włóczy się, ale co z tego, skoro nic nie robi w domu, nie interesuje go, że mamy chore dziecko. Nie pomaga mi ani przy dziecku ani w domu, uważa, że jak ja nie pracuję, to nic nie robię, że tylko jego zdanie się liczy. Potrafi obrazić się o to, że ma iść z dzieckiem na spacer. Mój synek ma cechy autystyczne i wymaga szczególnej opieki. Czasem już nie mam siły na nic, ale jego to w ogóle nie obchodzi. Potrafi mi powiedzieć, że nie mam pracy, bo nie chcę, choć dobrze wie, że nie mogę iść ze względu na syna. Jego ukochane zajęcie to granie na komputerze i jeśli mu przerwę, żeby coś zrobił, to wielkie fochy pokazuje.
Czasem wydaje mi się, że mam dwoje dzieci zamiast męża, nie mam już czasem siły. Najbardziej wkurza mnie to, że własne dziecko go nie interesuje, czasem myślę, żeby po prostu odejść. Nawet jak mały zostaje u rodziców, to zamiast wyjść gdzieś do przyjaciół czy do kina, to on siedzi w domu przed komputerem. Niby kochamy się normalnie, ale ja już nie wiem, skoro jesteśmy dopiero cztery lata po ślubie, to co będzie dalej? Przy nim nie wyobrażam sobie urodzenia kolejnego dziecka, myśl o tym czasem mnie przeraża i boję się po prostu. I pomyśleć, że przed ślubem wydawał mi się ideałem – taki ciepły, kochający, był na każde moje skinienie” – czytamy na forum.
Czas na zmiany
Jeśli problem dotyczy ciebie, musisz zdać sobie sprawę, że sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna. Wymaga bowiem zmiany toku myślenia mężczyzny, który musi sobie uświadomić, że potrzebujesz pomocy. Od czego zacząć? Od rozmowy, to najważniejsze. Nie licz, że partner sam się domyśli, że nie dajesz sobie ze wszystkim rady. Wielu mężczyzn myśli według schematu: skoro ona nic nie mówi, to znaczy, że wszystko gra. Rozwiązanie? Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa.
Bądź szczera. Powiedz, że nie jesteś w stanie podołać wszystkim domowym obowiązkom. Podkreśl, czego oczekujesz. Bardzo ważne: nie wyręczaj partnera! Jeśli od tygodnia czekasz, żeby zamiótł podwórko, pod żadnym pozorem nie rób tego za niego, bo to nie jest dobra metoda.
Może gdy bałagan zrobi się tak wielki, że zacznie kłuć w oczy, on wreszcie weźmie się do roboty? Wyręczanie kogokolwiek w jego obowiązkach nigdy nie jest dobrym pomysłem, a może jedynie obrócić się przeciwko nam.
Na początek spróbuj angażować partnera do drobnych prac domowych i egzekwuj ich wykonanie. Mężczyźni potrzebują konkretnych, precyzyjnych komunikatów i choć może wydawać się to męczące, lepsza taka metoda niż poddanie się, prawda? Pamiętaj: w związku jesteście oboje i macie równe prawa.
Ewa Podsiadły-Natorska