Wiele z nas walczy o równouprawnienie, ale wciąż wiele kwestii uważanych jest za typowo męskie lub kobiece. Doskonałym przykładem jest umiejętność prowadzenia samochodu. Nie brakuje głosów, że facet bez prawa jazdy to żaden facet, a jeśli to przedstawicielka płci pięknej nie radzi sobie za kółkiem – nie ma żadnej sprawy. Mężczyzna powinien być zmotoryzowany, bo w przeciwnym razie zaczynamy mieć wątpliwości co do jego męskości.
Chyba każda z nas marzy o partnerze, który na drodze czuje się jak ryba w wodzie. No właśnie, czy na pewno każda? Zapytałyśmy o to 5 kobiet w różnym wieku, by sprawdzić, czy dokument uprawniający do poruszania się samochodem ma dla nas aż takie znaczenie. A może jest wręcz odwrotnie i współcześnie bardziej pociągający wydaje się facet, który będzie naszym pasażerem?
Oto ich opinie w tym temacie. Pod którą się podpiszesz?
„Nie wyobrażam sobie, żeby mój chłopak nie miał prawa jazdy i samochodu. Spotykałam się na poważnie z dwoma i dobrze wiem, co to oznacza. Jeden od dawna prowadził i bardzo nam to ułatwiło życie. Czasami w piątek wpadaliśmy na pomysł, że dobrze byłoby się gdzieś wyrwać i po chwili już tam byliśmy. Drugi nie miał ani auta, ani nawet prawka, więc sprawa była bardziej skomplikowana. Wyjazdy musieliśmy planować dużo wcześniej, bo to wymagało sprawdzenia połączeń, kupienia biletów, zaplanowania powrotu. Co prawda oba związki się rozpadły, ale teraz wiem, że facet musi umieć jeździć i mieć czym. Mężczyzna, który musi liczyć na autobusy i pociągi, to dla mnie życiowa porażka” - twierdzi Marta.
„Kiedyś wydawało mi się to bez znaczenia, ale ostatnio miałam sporo problemów z chorą mamą. Musiałam do niej często jeździć. Gdybym polegała na komunikacji publicznej, to traciłabym całe dnie. A tak – wsiadałam do samochodu chłopaka i raz dwa docierałam na miejsce. To nas też zbliżyło, bo zrozumiałam, jak bardzo mogę na nim polegać. Sama planuję zrobić wreszcie prawo jazdy, ale to i tak nie zastąpi tego, kiedy ukochany podjeżdża pod nasz dom, żeby nas zabrać w romantyczną przejażdżkę. Często wsiadamy do samochodu i jedziemy przed siebie. Wtedy czuję, że mam u boku 100-procentowego faceta, a nie ofiarę losu. Pewnie kochałabym go tak samo, gdyby nie jeździł, ale tak jest na pewno lepiej” - przekonuje Karolina.
„Nie rozumiem głosów, że facet musi mieć prawo jazdy. To jest po prostu niesprawiedliwe, bo każdy ma inne potrzeby i doświadczenia. Ja akurat potrafię zrozumieć, że ktoś się źle czuje za kółkiem. W dzieciństwie miałam dość poważny wypadek i od tego czasu unikam samochodów. Zraziłam się raz na zawsze i dlaczego mężczyzna nie może odczuwać tego samego? Jeśli jest odpowiedzialny, uczuciowy i godny zaufania, to żaden świstek papieru tego nie zmieni. Prawdziwe uczucie zawsze się obroni i nie potrzebuje do tego wożenia się autem. Kompletnie nie zwracam na to uwagi, a chyba nawet wolałabym podróżować z nim innymi środkami transportu. W pociągu lub autobusie możemy się skupić tylko na sobie i to jest moim zdaniem fajne” - zdradza Paulina.
„Może jestem dziwna, ale dla mnie mężczyzna, który nie ma prawa jazdy, to jak kobieta, która nie lubi robić zakupów albo się malować. Samochody to jest bardzo męski temat. Nie mówię, że każdy facet powinien być od razu mechanikiem i specjalistą od silników, ale nikt mi nie powie, że prowadzenie pojazdu to jest jakaś wielka filozofia. Sama zrobiłam prawko w wieku 18 lat i jakoś mi się nie widzi, żebym to ja miała być facetem w związku. To nawet głupio by wyglądało, gdybym wszędzie woziła swojego chłopaka. Koleś na miejscu pasażera i kobieta za kółkiem to kiepska sprawa. Wolę być z kimś, kto sobie radzi w każdej sytuacji i nie musi na mnie polegać w tak błahych sprawach” - twierdzi Iza.
„Jesteśmy razem od ponad 20 lat, mój mąż nigdy nie miał prawa jazdy, ani przez chwilę nie pomyślałam, że jest z tego powodu mniej męski. Wręcz przeciwnie, dla mnie to przejaw odwagi, bo wiele razy musiał się z tego tłumaczyć. Pojawiały się głosy, że to dziwne, bo prawdziwy mężczyzna ma w żyłach benzynę zamiast krwi. Dla mnie to tylko czcze gadanie zakompleksionych samców, którzy nie mają nic więcej do zaoferowania kobiecie. To zupełnie tak, jakbym miała kogoś skreślać, bo nie potrafi tańczyć albo kiepsko radzi sobie w kuchni. Związek jest od tego, żeby się uzupełniać i akceptować swoje słabości. Co oczywiście nie oznacza, że brak prawa jazdy uważam za słabość. Słabe jest twierdzenie, że to cokolwiek zmienia” - tłumaczy Bożena.
A jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii?