Samotność nie ma dobrej prasy. Powszechnie uważa się, że zdeklarowani lub przypadkowi single na pewno nie są szczęśliwi. Jeśli uważają inaczej, robią wyłącznie dobrą minę do złej gry. Każdy normalny człowiek potrzebuje bliskości. Skoro masz 20-kilka lat, nigdy nie miałaś chłopaka, a Twój ślub wydaje się pieśnią dalekiej przyszłości, najwyraźniej nie jesteś do końca normalna. Wytłumaczeń dla tego stanu rzeczy jest wiele – boisz się mężczyzn, zostałaś kiedyś skrzywdzona, jesteś niedojrzała, nie potrafisz się zaangażować, obawiasz się odpowiedzialności, masz problemy emocjonalne.
Rzadko bierze się pod uwagę inny czynnik – jesteś szczęśliwa sama ze sobą i zwyczajnie nie potrzebujesz się angażować w związek. Nie teraz albo w ogóle.
Teoretycznie masz do tego prawo, ale w praktyce będziesz musiała się z tego mocno tłumaczyć. Nie tylko przed rodzicami, którzy marzą o wnukach, ale także przed rówieśnikami. Nawet oni nie są w stanie zrozumieć, że nie masz chłopaka, bo tego nie chcesz, a nie dlatego, że nikt Cię nie chce. To właśnie im dedykujemy tekst autorstwa pewnej młodej Amerykanki, który opublikowano na łamach „The Huffington Post”.
„- Spotykasz się z kimś? - to jedno z trzech podstawowych pytań zadawanych mi przez osoby, których przez jakiś czas nie widziałam.
- Z nikim – odpowiadam zgodnie z prawdą, a potem słyszę słowa pocieszenia „Na pewno kogoś sobie znajdziesz”.
- Ale ja nikogo nie szukam – dodaję równie szczerze. I wtedy rozmówca zaczyna milczeć.
Nie jestem przeciwna spotykaniu się z chłopakami i związkom. Po prostu nie uważam tego za coś bardzo ważnego. W wieku około 20 lat zrozumiałam, że to może być efekt presji. Moi rodzice oczekiwali, że jako ich najstarsza córka, pierwsza stanę na ślubnym kobiercu. Tymczasem siostry wyszły za mąż tuż po dwudziestych urodzinach, a ja miałam już 29 lat i rodzina zaczęła panikować. Nie przypominam sobie nawet żadnego faceta, który mógłby to zmienić” - pisze młoda singielka.
„Większość moich przyjaciół jest już po ślubie. Niektórzy mają dzieci. Obawiałam się, że to wszystko zmieni. Wyprowadzą się do domów na przedmieściach i zupełnie o mnie zapomną. Nie będę pasowała do ich nowego stylu życia. Ale na szczęście, zmieniła się wyłącznie moja perspektywa w tej kwestii. Zaczęłam doceniać to co mam i kim jestem, bez względu na to, czy mam obok siebie partnera. Mam własne mieszkanie i mogę robić wszystko. Często podróżuję ze znajomymi, albo sama, jeśli tego chcę.
Kiedy ostatni raz próbowałam randkować, umówiłam się na spotkanie przez Internet. Poszliśmy na drinka. Zamówił dla mnie koktajl, który tak bardzo zachwalał. Wcale mi nie smakował. Dwie godziny później, kiedy opuszczaliśmy bar, on powiedział: „Być może to za wcześnie, ale czuję z tobą niezwykłą więź. Muszę ci się do czegoś przyznać”. Okazało się, że odsiadywał wyrok za sprzedaż narkotyków. Zarzekał się, że dzieciom ich nie sprzedawał.
Zanim stwierdzicie, że to zajście tak mnie nastawiło, musicie wiedzieć, że to było kilka lat temu. Zwyczajnie przestałam się tym przejmować. Może wyjdę za mąż, może nie, ale to nie jest najważniejszy cel w moim życiu” - twierdzi autorka.
„Dla tych wszystkich, dla których spotkanie tego jedynego jest celem samym w sobie – mam nadzieję, że wam się uda. Często wysłuchuję opowieści znajomych o kolejnych beznadziejnych randkach i fatalnych kandydatach na mężów czy żony i doceniam, że mnie to nie dotyczy.
Większość ma problem ze zrozumieniem, że jestem sama i równocześnie jestem szczęśliwa. Może dlatego, że małżeństwo i posiadanie dzieci kojarzy mi się przede wszystkim z rodzinnymi zjazdami, na których wciąż opowiada się te same żenujące historie? Może dlatego, że nie jestem aż tak skoncentrowana na przyszłości? Często słyszę pytanie, czy nie jestem przerażona myślą, że zostanę sama na starość. Czy ślub to zmieni? Rozwody są tak powszechne, że nic nie daje nam takiej pewności.
Wmawia mi się też, że jestem pesymistycznie nastawiona do życia, nie mam nadziei i powinnam wreszcie wypełnić przysłowiową szklankę. Na razie jest do połowy pusta. Przyjaciel stwierdził ostatnio, że trzymam w dłoni przegrany los na loterię. Problem w tym, że ja tego losu wcale nie kupowałam, więc nic nie mogę przegrać” - przekonuje nas singielka.
„Dlaczego bycie singlem większości kojarzy się tak negatywnie? We współczesnym świecie nawet co trzeci dorosły jest samotny. Z wyboru albo tak ułożyło się jego życie. Niektórzy pewnie chcieliby stanąć na ślubnym kobiercu, ale są też inni, tacy jak ja, którzy o tym nie marzą.
Nie jestem pesymistycznie nastawiona, nieszczęśliwa i samotna. Mam wielu przyjaciół, z którymi regularnie się widuję. Podróżuję często i zazwyczaj bardzo daleko. Mam mieszkanie, które uwielbiam, a nawet zapas wina, który wystarczy mi na długo. Nie czuję pustki, którą rzekomo powinnam jak najszybciej zapełnić.
Tak naprawdę czuję się szczęściarą” - wyznaje.
Przekonała Was?