Nie pytałabym się o to, gdyby ktoś mi tego nie wytknął. Ja tam nie widzę w tym nic złego i nawet mnie zdziwiło, że robię coś tak niby szokującego. A więc tak - mam chłopaka, z którym jeszcze nie mieszkam. Ale często zdarza nam się u siebie nocować. Zazwyczaj bez specjalnego planowania. Po prostu randka się przedłuży albo któremuś z nas nie chce się wracać do siebie. Wtedy jakoś sobie radzimy. Jak nie mamy ze sobą żadnego bagażu, to śpimy w bieliźnie, zawsze się jakiś dodatkowy ręcznik znajdzie, a szczoteczka do zębów wystarczy jedna.
I to właśnie przeraziło moją koleżankę, kiedy się o tym dowiedziała. Stwierdziła, że to obrzydliwe. Zupełnie, jakbym szorowała toaletę własną szczoteczką. Czy ona oszalała? Mój chłopak jest zadbanym i zdrowym człowiekiem. Ma ładne zęby, nie śmierdzi mu z ust, ani nic takiego. Zupełnie nie czuję obrzydzenia przed tym, żeby oddać mu swoją szczoteczkę albo użyć jego. Inaczej nie mogłabym się z nim nawet całować.
Czy korzystanie z jednej szczoteczki przez dwie osoby to jakieś większe ryzyko, niż pocałunek z języczkiem? W obu sytuacjach mamy do czynienia ze swoją śliną i bakteriami. Nic nam się nie dzieje, więc widocznie jesteśmy na siebie odporni. A wolę, żeby wymył zęby tym samym narzędziem, co ja, niż kładł się do łóżka z resztkami jedzenia na zębach.
Ja sama bym się nie położyła spać, gdybym nie umyła zębów. Nie mam zamiaru z tego powodu rezygnować z nocki u niego albo biec do sklepu pół kilometra. Dla nas to jest naturalne i nie ma w tym nic ohydnego.
Tylko ja tak uważam?
Paulina