Jakiś czas temu koleżanka namówiła mnie do tego, żeby zgłosić się do agencji modelek. Nie chodzi o wybiegi i sesje dla „Vogue”, ale bardziej modeling reklamowy. Przez rok żadnych zleceń nie było i o tym zapomniałam, ale potem odezwała się jedna firma i podpisaliśmy kontrakt. Pieniądze są z tego dobre i nie napracuję się za bardzo (dwa razy w miesiącu jedna sesja przez 6-8 godzin).
Zadanie niezbyt skomplikowane, bo mam pozować w ubraniach, które oni sprzedają. Zazwyczaj samo albo z innymi modelami. Ostatnio np. siedziałam na rowerze, obok chłopak w stroju do biegania. Nawet nie za bardzo zwraca się uwagę na twarze ludzi z tych katalogów, ale produkty które reklamują.
Modelka ze mnie więc żadna, ale jest mi trochę wstyd.
Jak ktoś się zajmuje takimi rzeczami, to powinien mieć jakieś większe ambicje. Może nie wybieg u Lagerfelda, ale przynajmniej jakieś sesje urodowe w kolorowych gazetkach. Ja mam na koncie tylko te katalogi. Zleceniodawcą jest duża sieć dyskontów i niedługo zacznie się dystrybucja tych ulotek. Jestem pewna, że znajomi mnie rozpoznają.
Zastanawiam się teraz, jak to rozegrać. Przyznać się wszystkim już teraz czy czekać aż sami mnie wypatrzą? Pewnie będzie z tego sensacja, bo trochę obciach pozować do takiego katalogu, który zaraz ląduje na dnie kosza na śmieci. Wypierać się nie mogę, bo twarzy mi nie zamazali.
Wiem, że w kolejnym zleceniu będę musiała siedzieć z książką na fotelu albo z garnkiem w kuchni.
Same widzicie, jak to brzmi. Nie trzeba nawet tych fotek oglądać, żeby wiedzieć, co to jest. Niby nic, a jednak niesmak pozostaje. Sprzedałam swój wizerunek żeby reklamować jakieś prostackie rzeczy za grosze. Ubrania, które noszę na sesjach kosztują zazwyczaj 20-30 zł. Wielka moda to to nie jest.
Za późno, żeby się wycofać, więc poradźcie mi, jak mam na to przygotować moich znajomych. Napisać o tym z przymrużeniem oka na Facebooku? Czy dalej milczeć i czekać, aż znajdą mnie na wycieraczce?
Jednak trochę się sprzedałam…
Ewelina