Pochodzę z rodziny, gdzie się raczej nigdy nie przelewało. Jest trochę lepiej, ale dzieciństwo miałam smutne. Ciągle czegoś brakowało i nie mogłam dorównać swoim koleżankom. Mniejsza z tym... Moje pytanie się z tym trochę wiąże. Na Wigilię dostawaliśmy z rodzeństwem bardzo skromne upominki, trudno je nawet nazwać prezentami. Coś nowego do ubrania, jakaś drobna zabawka albo słodycze. W Mikołajki nigdy nic, bo się mówiło, że dopiero w Boże Narodzenie są prezenty. Wiem, że niektórzy dostają dwa razy.
Nie jestem już dzieckiem, więc mi na tym nie zależy, ale zastanawiam się, jak to jest w innych rodzinach i miejscowościach. Ja w sumie wolałabym mieć radosne wspomnienia z przeszłości, a prezenty zawsze są przecież miłe. Nawet myślałam o tym, czy by w tym roku nie dać czegoś rodzicom, chociaż wiem, że od nich nie mogę na nic liczyć. Najpierw to wynikało z biedy, a teraz zrobiła się taka tradycja. 6 grudnia wymazujemy z kalendarza.
Pamiętam, że w szkole nie było mi z tego powodu miło. Inni opowiadali, co dostali, a ja siedziałam cicho albo coś zmyślałam. To pewnie głupie, ale to we mnie dalej siedzi. A może to nic strasznego i u innych wygląda to tak samo? Pytam z czystej ciekawości.
Nie wiem, czy nie dać też czegoś młodszemu rodzeństwu. Nie chcę wchodzić z butami w ich wychowanie, ale przecież byłoby im na pewno miło. Nie muszą widzieć, że to ode mnie. Trochę wcześnie mnie na to naszło, ale w sumie za niecałe 3 tygodnie będzie ten dzień.
Powiedzcie mi, jak to u Was wygląda.
Kasia